Mój ostatni zakup, który przeszedł moje oczekiwania :)
Od około dwóch lat poszukuję podkładu, który okazałby się moim
KSW. Niestety z bólem serca stwierdzam,
że taki nie istnieje...być może jest to spowodowane moją problematyczną cerą z
którą cały czas walczę...nie wiem. Przerobiłam w każdym razie tych podkładów
naprawdę sporo. Był Estee
Lauder Doble Wear, CHANEL Perfection
Lumiere,, benefit Maquillage Lumiere i wiele innych zazwyczaj drogich
kosmetyków. Wszystkie one były
wspaniałe, jednak jakby nie do końca dla mnie.
W sumie jedynie benefit był
podkładem, po który mogłabym sięgnąć po raz kolejny. Ale o tym innym
razem. Dziś chciałabym skupić się na moim najnowszym zakupie a mianowicie
podkladzie INGLOT YSM, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.
Kupiłam go zupełnie przypadkiem. Weszłam do sklepu INGLOTA ponieważ chciałam
kupić korektor w płynie, o którym napiszę w kolejnym poście. Nie ukrywam, że
skusiła mnie cena. Biorąc pod uwagę fakt, że CHANEL kosztuje 220 zł cena 25 zł
wydała mi się bardzo zachęcająca :) Podkład ma rewelacyjną konsystencję.
Wybrałam kolor 52, i bardzo się ucieszyłam, ponieważ jest on lekko żółtawy,
czyli idealny dla mnie :)
Zaskoczył mnie on bardzo pozytywnie ponieważ nie jest
ani za rzadki, ani za gęsty, idealnie rozprowadza się pędzelkiem po twarzy i pięknie wtapia w skórę nie tworząc efektu maski.
Jeśli chodzi o krycie to również jestem bardzo zadowolona, wszelkie
zaczerwienienia spowodowane walką z moją cerą znikają. Dodatkowo jest bardzo wydajny. Używam go od
tygodnia dlatego ciężko powiedzieć mi coś na temat wad :)
Dotychczas moim
ulubieńcem był benefit, jednak różnica w cenie która wynosi ponad sto złotych !
przemawia raczej na korzyść Inglota :) Benefit wygrywa może jedynie ładniejszym
opakowaniem... no ale to niestety żaden argument... Cóż mogę powiedzieć może
tylko tyle, że jestem dumna z tego, że Inglot to polska firma i nie mogę
doczekać się kiedy moja kosmetyczka powiększy się o kolejne produkty tej firmy
:)
Lorelei
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz